O tych, którzy dorastają – konflikty wczesnej dorosłości.
Maj to czas egzaminów dojrzałości. Czy to ten czas, w którym „dopada nas” dorosłość? Myślę ciepło o wszystkich maturzystach życząc im powodzenia. Myślę też o pozostałych młodych dorosłych, z którymi pracuję i w moim otoczeniu niezawodowym. Przypominacie mi, jak ważne jest dobre i uważne przejście przez pomost między dzieciństwem a dorosłością.
Droga przejścia
Podczas tej drogi staje się dla nas jasne, że osobą odpowiedzialną za nasze postępowanie jesteśmy my sami. Skonfrontowanie się z tym faktem jest bolesne. Od tej pory będziemy nieść ciężar odpowiedzialności i wolności. To, do czego tak odważnie kroczyliśmy przez dzieciństwo i okres dorastania („ja siama”,„jestem już duży”, „pozwólcie mi decydować!”) staje się bardzo bliskie, realne i… przerażające.
Wczesna dorosłość to czas, w którym uczymy się siebie na nowo. Siebie dorosłego, swoich reakcji, swojego wnętrza, ale też nadal zdobywamy wiedzę życia społecznego. Najpewniej w tym okresie zostaniemy skonfrontowani z nieidealnymi relacjami, doświadczymy zdrady i ułomności miłości i przyjaźni po raz pierwszy. Najbardziej bolesny. Jest coś pięknego i przygnębiającego zarazem w okresie wczesnej młodości. To czas, w którym jesteśmy jeszcze pełni ideałów, a zarazem czas, w którym je tracimy.
Często w tym okresie pojawia się inny ważny dorosły. Inny niż rodzic. W końcu przynależymy już do kilku różnych grup i w różnych grupach poznajemy siebie. To mogą być pierwsi dorośli, którzy widzą w nas partnera lub widzą nas w innych rolach, których nie potrafią zauważyć jeszcze nasi rodzice. Separacja od rodziców – tak bardzo widoczna poprzez „wyjechanie na studia”, budzi smutek, może budzić lęk. Jeszcze na początku przyjeżdżamy do domu często, potem coraz rzadziej. Budujemy wewnętrzny obraz własnego domu. Tworzymy miejsce. Zapraszamy rodziców do siebie.
To, co musimy utracić
Niezbędne straty dotyczą separacji od rodziców (nie mylić z zerwanymi więziami), zmiany obrazu swojego ciała, utratę niewinności, ideałów i złudzeń o swojej omnipotencji. To właśnie tutaj zaczynamy pojmować znaczenie przemijania. Czujemy pierwszą nostalgię za przeszłością, za czasami beztroski. Dorosłość to koniec niewinności i złudzeń. Dociera do nas brutalna prawda o tym, że nie mamy nieskończonej możliwości wyborów i prób. Musimy podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność.
Tracimy ułudę swojej omnipotencji, wielkości i sławy. Dociera do nas, że w swoim fachu być może nie osiągniemy nigdy mistrzowskiego poziomu. Jak zaspokoić się poziomem czeladnika i widzieć w nim wartość? Do tej pory świat był dość dychotomiczny. Widzieliśmy dobrych i złych, tych z nami i tych przeciwko nam; należących do naszej grupy i tych, którzy z nią walczą. Jak pomieścić w sobie świadomość, że w grupie są i dobrzy i źli, że w jednym człowieku jest pierwiastek dobra i zła, że we mnie też one są?
Dorosłość idzie w parze z wolnością
Internalizujemy swoje doświadczenia i piszemy dalszą narrację na swój temat. Tak, zanim dorośniesz, musisz wiele utracić i te straty opłakać. Wpisać je w swoją historię. A po drugiej stronie czeka życie dorosłego, wolnego i odpowiedzialnego. To w optymistycznej wersji. W wersji mniej optymistycznej, możemy reprezentować dorosłość, w której ciągle uciekamy przed dojrzałością, wiecznie szukając innych odpowiedzialnych za nasze poczucie nieszczęścia i niespełnienia, upatrując winy w rodzicach, nauczycielach, szefie, partnerze, koledze, polityce, pogodzie… itd.
„Odnaleźć własną wolność, dokonać własnych wyborów, uświadomić sobie kim jesteśmy i kim moglibyśmy być, wszystko to składa się na definicję odpowiedzialnego i dorosłego. Wolność wyboru to brzemię, ale i dar, który zabieramy na drogę, gdy docieramy do kresu dzieciństwa.”
Judith Viorst
Więcej podobnych treści znajdziemy w książce pt. „To, co musimy utracić”. Pisałam o niej tutaj. Jeśli podobał Ci się ten tekst, zapraszam Cię także na mój facebookowy profil. Do poczytania!